Jedziemy do Warszawy ja i 3 znajomych w tym jedna nowa osoba, którą poznałem na wyjeździe. Oczywiście rozmowa, poznawanie się kto skąd itd. Okazało się, ze nowa znajoma zna moją mamę i znała moich dziadków. Poprosiła o nr tel. do mojej mamy i każdy poszedł w swoja stronę.
Pod koniec 2005 roku rozpoczęła się organizacja wyjazdu do Ziemi Świętej. Dość drogi wyjazd. Zapisałem się, na początku 2006 roku wyrobiłem nowy paszport - oczywiście w tempie expresowym bo inaczej bym nigdzie nie pojechał. wpłaciłem zaliczkę i ...
... pojawiły się kłopoty finansowe. Zaczęła się walka! Pewnie stracę zaliczkę i nie pojadę...
Pewnego dnia zawitałem do mojej mamy i w trakcie obiadu mama informuje mnie, że była u niej pani Irenka. Zadzwoniła umówiły się i spotkały. Podczas tego spotkania dowiedziała się, że jedziemy grupa jedzie do Ziemi Świętej. Zapytała się mnie wtedy:
- Ty też sie zapisałeś? Jedziesz?
- TAK!!! - odpowiedziałem. i zaraz ugryzłem się w język. Przecież nie mam za co, z racjonalnego punktu widzenia kasy nie wykombinuję, będzie trzeba odwołać, stracić zaliczkę, itd. - pomyślałem. Musze to zdementować. Wszystkie myśli przeleciały mi błyskawicznie w głowie. zanim zdołałem otworzyć usta moja mama oznajmiła:
- W takim razie, bo wiem, że zawsze było twoim marzeniem pojechać do Ziemi Świętej, ten wyjazd będzie moim prezentem ode mnie dla Ciebie:)))
WOW!!! Dobrze, ze zdążyłem przełknąć bo pewnie by mi ziemniak w gardle staną z wrażenie!
Nie prosiłem - a dostałem:)))
2006 rok był najsłabszym rokiem w firmę od 1996 roku. Gdyby nie opieka Opatrzności, za którą dziękuje!!! Pewnie bym tam nie pojechał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz